Kiedy tak siedzi w pustym
mieszkaniu w centrum austriackiej stolicy najczęstsze wspomnienie o mężu jakie
do siebie przywołuje to właśnie to. Sama nawet nie wie dlaczego. Może dlatego,
ze widać tutaj jak na dłoni jakim uczuciem ją darzył, jak bardzo jej aprobata
była dla niego ważna, jak bardzo on był ważnym elementem w jej życiu? Łzy
powolutku skapywały jej po policzku. W przypływie chwili wzięła telefon i
wybrała jego numer.
-Halo? – rozbrzmiało w słuchawce.
-Heinz? – nie mogła zapanować nad swoim rozdygotanym głosem.
-Lisa? Lisa to ty?
-Heinz, wiem, że nie chcesz mnie widzieć ale…
-Lisa gdzie jesteś teraz?
-W Wiedniu…
-Podaj mi dokładny adres.
-Innere Stadt 43/19. Ale Heinz…
-Czekaj tam na mnie. Proszę… Przyjadę najszybciej jak się
da.
-Dobrze – wyszeptała, choć chciała mu zaprzeczyć.
Ale jakaś jej część, większa część, chciała go zobaczyć.
-Lisa?
-Tak?
-Będę jak najszybciej.
Zegar wskazywał drugą trzydzieści. Siedziała w fotelu z
gorącą herbatą i bezwiednie wpatrywała się w okno. Oczekiwała na przyjazd
Heinz’a cała podenerwowana. Bała się tego spotkania. Nie widziała się z nim od
pięciu miesięcy, kiedy to zostawiwszy mu kartkę, że wyjeżdża, ze po tym co się
stało nie może być jego żoną i wyjechała do Wiednia. Nikt o tym nie wiedział,
aż do dzisiaj, kiedy to do niego zadzwoniła. Czy żałowała tej decyzji? Coś w
niej pragnęło go zobaczyć, przytulić, poczuć jego zapach, ale jakaś inna jej
część chciała wręcz odwrotnie. Ale ta pierwsza skutecznie zagłuszała tą drugą.
Z ogromnym mętlikiem w głowie zasnęła na chwilę. Obudził ją
dzwonek do drzwi. Z nogami jak z waty wstała i otworzyła je.
Kiedy ujrzała go stojącego w progu, łzy mimowolnie zaczęły
spływać jej po twarzy. Wszedł do środka i nic nie mówiąc przytulił ją do
siebie.
-Lisa, kochanie. Nie płacz, proszę nie płacz – gładził ją po
plecach.
-Nie-nie powinieneś był tutaj przyjeżdżać – wychrypiała.
-Ciii – pogłaskał ją po głowie.
Ona jakby na zaprzeczenie swoich własnych słów przytuliła
się do niego jeszcze mocniej. Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do pokoju.
-Heinz – zwróciła się do niego, kiedy usiedli na kanapie –
jestem ci winna wyjaśnienie. Wyjaśnienie tego wszystkiego, co się zdarzyło.
-Kochanie – teraz on zwrócił się do niej. W jego oczach nie
było widać urazy, bólu czy chociażby zawodu. Patrzył na nią tak jak patrzył
zawsze. Jak na kogoś, kto jest najważniejszy w jego życiu. –Wiem już wszystko,
co chciałbym wiedzieć. Zapomnijmy o wszystkim. Nie mam do Ciebie żalu czy
pretensji. Nic a nic. Tylko proszę… Wróć do mnie. Dom bez ciebie jest taki
pusty. Tak cholernie za tobą tęsknię – czuła, że to, co mówi jest jak
najbardziej szczere.
Ale czy ona tego chciała? W jej głowie była pustka. Czy
nadal go kochała? Czy po tym wszystkim umiała nadal kochać go tak jak kiedyś?
Setki pytań. Zero odpowiedzi.
Patrzyła na niego w milczeniu. Przez te pięć długich miesięcy
jakby się trochę zestarzał. Jego zmarszczki wokół oczu się pogłębiły, na głowie
pojawiło się więcej siwych włosów. Ale nadal w nim widziała swojego Heinz’a,
który w wieku dwudziestu lat poprosił ją o rękę. Swojego przyjaciela z
dzieciństwa, który zawsze był obok. Czy potrafiła mu odmówić? Przecież…
Przecież tyle dla niej zrobił. Był jak jej anioł stróż, który pojawiał się
wtedy, kiedy już myślała, ze nic nie da się zrobić.
Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku.
-Nie goliłeś się – uśmiechnęła się czując jego delikatny
zarost.
-Nie mam dla kogo – on też się uśmiechnął.
Przybliżyła się do niego nieznacznie i delikatnie
pocałowała.
-Zostań ze mną. Rano pomyślimy co dalej. Proszę – szepnęła.
W odpowiedzi pocałował ją, z każdym kolejnym pocałunkiem
coraz namiętniej. Oddawała mu pocałunki, doskonale wiedząc do czego zmierzają.
Lisa nie protestowała, tak bardzo pragnęła akceptacji,
bliskości drugiego człowieka… Miłości. Przez te kilka miesięcy czuła się jak
roślina. Wegetująca roślina, która żyje na jakimś cholernym autopilocie.
Chodziła do pracy, wracała do domu. I tak każdego dnia. Każdego dnia tak samo.
Wreszcie czuła, że coś dla kogoś znaczy. Jej pragnienia zostały spełnione. Heinz jej to wszystko dawał. Może ta miłość
nie była taka, jak ona sobie ją wyobrażała, ale była. Była realna, namacalna.
Mogła jej w każdej chwili dotknąć i była pewna, że pod wpływem tego dotyku nie
rozmyje się niczym bańka mydlana. Ale czy ona potrafiła odpłacić się mu tym
samym? Po raz kolejny tego dnia zadaje sobie to pytanie. I po raz kolejny nie
potrafi udzielić na nie odpowiedzi. Może z czasem, z biegiem lat nauczy się go
kochać tak, jak na to zasługuje?
***
Tak dziwnie się ogląda skoki w tv jak było się na poprzednim konkursie. Tak jakoś... Nudno? ;)
***
Tak dziwnie się ogląda skoki w tv jak było się na poprzednim konkursie. Tak jakoś... Nudno? ;)
To wszystko ze zdania na zdanie jest coraz bardziej intrygujące. I te wszystkie tajemnice bardzo powoli się odkrywają. I mi się to podoba. ale mniej mi się to podoba, ze mój mózg nie potrafi wysilić się na jakieś głębsze przemyślenia :c
OdpowiedzUsuńw każdym bądź razie, nie mogę się doczekać, aż dowiem się jaką rolę w życiu Lisy odegrał Morgenstern i czy miał jakiś wpływ na to, ze Lisa wyprowadziła się do Wiednia :o
:)
Dlaczego ona odeszła? Dlaczego go opuściła? Co on wie? Dlaczego wraca? Lisa widać uczy się na błędach... Mądra dziewczyna. Daje mu szansę, choć sama też taką dostaje. I mam nadzieję, że ją wykorzysta. A jeśli nie... niech chociaż jasno wytłumaczy mu co się stało, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz jaką on od niej usłyszy. Bo oboje na to zasługują. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby żyli razem długo i szczęśliwie, wyjaśniwszy sobie wiele rzeczy... ale w życiu chyba nie można mieć wszystkiego.
OdpowiedzUsuń