piątek, 24 sierpnia 2012

03. Powroty


Ledwo otworzyła oczy, wróciły do niej wspomnienia wczorajszej nocy. Wczorajszej nocy i Heinz’a. Obróciła się na drugi bok lecz miejsce obok niej było puste. 
‘Pojechał. Zostawił mnie samą. Doszedł do wniosku, że jednak mu lepiej beze mnie. Tak jak tego chciałam, tak jak mu wmawiałam. Ale.. Ale nie myślałam, że mnie posłucha. I znowu wszystko wraca na stary bieg.’
Wstała gwałtownie i pobiegła do kuchni z iskierką nadziei, że jednak może został.
Został.
-Kochanie co się stało? Czemu płaczesz? – podszedł do niej i ją objął.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że łzy spływają jej po policzkach.
-Myślałam, że wróciłeś do domu. Kiedy zobaczyłam, że nie ma cię w łóżku, myślałam, ze zmieniłeś zdanie.
-Lisa, skarbie. Jak mogłaś tak pomyśleć? Jechałem tutaj przez pół Austrii, w środku nocy i miałbym ot tak cię zostawić i wyjechać?
Wzruszyła bezwiednie ramionami.
-Byłem na zakupach, bo u ciebie w lodówce tylko światło i zrobiłem jajecznicę – pocałował ją w policzek i wskazał ręką na stół.
-Mmm… Twoja jajecznica – usiadła na krześle i zabrała się do jedzenia.
Siedzieli w milczeniu. Zerkali co chwilę na siebie, lecz nic nie mówili. Ciszę przerwał Heinz.
-Nie chciałbym cię poganiać czy coś… Zastanowiłaś się nad powrotem do domu?
Cisza. Cisza. Cisza.
-Jeżeli tylko chcesz… Jeżeli… Mi wybaczyłeś.
-Rozmawialiśmy już o tym wczoraj. Zapomnijmy o wszystkim. Zacznijmy od nowa.
-To dobrze. Wróćmy do domu – wysiliła się na uśmiech i powróciła do jajecznicy.

Heinz cały w skowronkach pomógł jej się pakować, więc uporała się z tym w miarę szybko. Przed podróżą postanowiła wziąć jeszcze prysznic.
Zamknęła drzwi od środka i puściła gorącą wodę. Kiedy jej spięte ciało poczuło na sobie gorące strumienie rozluźniła się. Stała tak w kabinie i nie myślała o niczym. Było jej tak dobrze. Dlaczego w życiu tak nie mogło być? Dlaczego woda nie może zmywać złych doświadczeń, dlaczego nie może zmyć złych wyborów i decyzji?
Nie żałowała, że zgodziła się wrócić do domu. Czuła tylko podświadomie, że to nie jest dobra decyzja. Powrót do wspomnień. Do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.
Ciągle kochała Heinz’a, ale… Ale już nie tak jak kiedyś. Może z biegiem czasu to wróci? Miała nadzieję i tej nadziei kurczowo się trzymała.

Wsiedli do samochodu. Ona – z emocjami na wodzy, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. On – szczęśliwy jak nigdy dotąd. Całą drogę nie zamykała mu się buzia, ona przytakiwała i wybuchała wymuszonym śmiechem, żeby go nie urazić. Grała swoją rolę doskonale.
-Witamy w domu – uśmiechnięty od ucha, wniósł jej torby do domu.
Nic się tutaj nie zmieniło odkąd stąd wyjechała. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec brak kobiecej ręki. Ale Heinz nigdy nie miał drygu do domowych porządków, jeśli się go do tego nie przymusiło. Weszła dalej, po schodach do sypialni. Tam również się nic nie zmieniło. Nawet jej kosmetyki stały na toaletce, tam gdzie je zostawiła. Pojawił się tylko jeden, nowy element. Na komodzie pojawiło się nowe zdjęcie. Jej samej. Jak dobrze pamiętała, zostało zrobione na jego urodzinach. Była na nim taka roześmiana i beztroska.
Całą sobą powstrzymywała się od płaczu. Nie mogła się teraz rozkleić.
-Nic nie zmieniałem. Wszystko jest po staremu – stanął w drzwiach.
-Widzę kochanie, widzę – podeszła do niego i przytuliła się. –Dobrze tutaj wrócić.
Objął ją.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to słyszę…

czwartek, 16 sierpnia 2012

02. Nadzieja.


Kiedy tak siedzi w pustym mieszkaniu w centrum austriackiej stolicy najczęstsze wspomnienie o mężu jakie do siebie przywołuje to właśnie to. Sama nawet nie wie dlaczego. Może dlatego, ze widać tutaj jak na dłoni jakim uczuciem ją darzył, jak bardzo jej aprobata była dla niego ważna, jak bardzo on był ważnym elementem w jej życiu? Łzy powolutku skapywały jej po policzku. W przypływie chwili wzięła telefon i wybrała jego numer.
-Halo? – rozbrzmiało w słuchawce.
-Heinz? – nie mogła zapanować nad swoim rozdygotanym głosem.
-Lisa? Lisa to ty?
-Heinz, wiem, że nie chcesz mnie widzieć ale…
-Lisa gdzie jesteś teraz?
-W Wiedniu…
-Podaj mi dokładny adres.
-Innere Stadt 43/19. Ale Heinz…
-Czekaj tam na mnie. Proszę… Przyjadę najszybciej jak się da.
-Dobrze – wyszeptała, choć chciała mu zaprzeczyć.
Ale jakaś jej część, większa część, chciała go zobaczyć.
-Lisa?
-Tak?
-Będę jak najszybciej.
Zegar wskazywał drugą trzydzieści. Siedziała w fotelu z gorącą herbatą i bezwiednie wpatrywała się w okno. Oczekiwała na przyjazd Heinz’a cała podenerwowana. Bała się tego spotkania. Nie widziała się z nim od pięciu miesięcy, kiedy to zostawiwszy mu kartkę, że wyjeżdża, ze po tym co się stało nie może być jego żoną i wyjechała do Wiednia. Nikt o tym nie wiedział, aż do dzisiaj, kiedy to do niego zadzwoniła. Czy żałowała tej decyzji? Coś w niej pragnęło go zobaczyć, przytulić, poczuć jego zapach, ale jakaś inna jej część chciała wręcz odwrotnie. Ale ta pierwsza skutecznie zagłuszała tą drugą.
Z ogromnym mętlikiem w głowie zasnęła na chwilę. Obudził ją dzwonek do drzwi. Z nogami jak z waty wstała i otworzyła je.
Kiedy ujrzała go stojącego w progu, łzy mimowolnie zaczęły spływać jej po twarzy. Wszedł do środka i nic nie mówiąc przytulił ją do siebie.
-Lisa, kochanie. Nie płacz, proszę nie płacz – gładził ją po plecach.
-Nie-nie powinieneś był tutaj przyjeżdżać – wychrypiała.
-Ciii – pogłaskał ją po głowie.
Ona jakby na zaprzeczenie swoich własnych słów przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do pokoju.
-Heinz – zwróciła się do niego, kiedy usiedli na kanapie – jestem ci winna wyjaśnienie. Wyjaśnienie tego wszystkiego, co się zdarzyło.
-Kochanie – teraz on zwrócił się do niej. W jego oczach nie było widać urazy, bólu czy chociażby zawodu. Patrzył na nią tak jak patrzył zawsze. Jak na kogoś, kto jest najważniejszy w jego życiu. –Wiem już wszystko, co chciałbym wiedzieć. Zapomnijmy o wszystkim. Nie mam do Ciebie żalu czy pretensji. Nic a nic. Tylko proszę… Wróć do mnie. Dom bez ciebie jest taki pusty. Tak cholernie za tobą tęsknię – czuła, że to, co mówi jest jak najbardziej szczere.
Ale czy ona tego chciała? W jej głowie była pustka. Czy nadal go kochała? Czy po tym wszystkim umiała nadal kochać go tak jak kiedyś? Setki pytań. Zero odpowiedzi.
Patrzyła na niego w milczeniu. Przez te pięć długich miesięcy jakby się trochę zestarzał. Jego zmarszczki wokół oczu się pogłębiły, na głowie pojawiło się więcej siwych włosów. Ale nadal w nim widziała swojego Heinz’a, który w wieku dwudziestu lat poprosił ją o rękę. Swojego przyjaciela z dzieciństwa, który zawsze był obok. Czy potrafiła mu odmówić? Przecież… Przecież tyle dla niej zrobił. Był jak jej anioł stróż, który pojawiał się wtedy, kiedy już myślała, ze nic nie da się zrobić.
Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku.
-Nie goliłeś się – uśmiechnęła się czując jego delikatny zarost.
-Nie mam dla kogo – on też się uśmiechnął.
Przybliżyła się do niego nieznacznie i delikatnie pocałowała.
-Zostań ze mną. Rano pomyślimy co dalej. Proszę – szepnęła.
W odpowiedzi pocałował ją, z każdym kolejnym pocałunkiem coraz namiętniej. Oddawała mu pocałunki, doskonale wiedząc do czego zmierzają.
Lisa nie protestowała, tak bardzo pragnęła akceptacji, bliskości drugiego człowieka… Miłości. Przez te kilka miesięcy czuła się jak roślina. Wegetująca roślina, która żyje na jakimś cholernym autopilocie. Chodziła do pracy, wracała do domu. I tak każdego dnia. Każdego dnia tak samo. Wreszcie czuła, że coś dla kogoś znaczy. Jej pragnienia zostały spełnione.  Heinz jej to wszystko dawał. Może ta miłość nie była taka, jak ona sobie ją wyobrażała, ale była. Była realna, namacalna. Mogła jej w każdej chwili dotknąć i była pewna, że pod wpływem tego dotyku nie rozmyje się niczym bańka mydlana. Ale czy ona potrafiła odpłacić się mu tym samym? Po raz kolejny tego dnia zadaje sobie to pytanie. I po raz kolejny nie potrafi udzielić na nie odpowiedzi. Może z czasem, z biegiem lat nauczy się go kochać tak, jak na to zasługuje? 

***
Tak dziwnie się ogląda skoki w tv jak było się na poprzednim konkursie. Tak jakoś... Nudno? ;)

niedziela, 5 sierpnia 2012

01. Bezsilność.

Pamięta ten dzień jakby dopiero się skończył. Jakby te wydarzenia miały miejsce zaledwie wczoraj. Heinz oznajmił jej, że będą mieli na kolacji gościa, gościa, który zapewne będzie częściej ich odwiedzał. Nie chciał zdradzić więcej szczegółów, powiedział, że wszystkiego dowie się na tej właśnie kolacji.
Zrobiła swojego popisowego kurczaka i ubrała tą pastelowo-żółtą sukienkę, którą kupiła we Włoszech, kiedy byli na urlopie. Poprawiała jeszcze kwiaty na stole, kiedy do ich salonu wszedł młody, przystojny mężczyzna, którego mogłaby przysiąc już gdzieś widziała.
-Thomas Morgenstern, bardzo mi miło panią poznać, pani Kuttin – przedstawił się i uroczo uśmiechnął.
Tak. Już wiedziała skąd zna tą twarz. Chodzili do tej samej szkoły. Uczęszczali nawet razem na zajęcia z niemieckiego. Już wtedy był aspirującym skoczkiem, za którym uganiało się niezłe stadko rozchichotanych dziewcząt.
-Przepraszam za moją bezpośredniość ale… Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? – zagaił nieśmiało.
-Gimnazjum sportowe w Stams? Niemiecki u Lehnera?
-I wszystko jasne! Tylko wtedy nazywałaś się chyba jeszcze Schneider, o ile dobrze pamiętam.
-Pamięć doskonała. Ależ ten świat mały – nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu.
-Korzystając z okazji – wtrącił się Heinz. –Kochanie,zaprosiłem dzisiaj do nas Thomasa, ponieważ zostałem jego indywidualnym trenerem. Podpisaliśmy wczoraj umowę – objął żonę w pasie i pocałował w skroń.
-Heinz! To cudowna wiadomość! Bardzo się cieszę! – uściskała mocno swojego męża.
-Może poczekajmy z tymi wybuchami radości na jakieś większe osiągnięcia sportowe.
-Już nie bądź taki skromny. Thomas – zwróciła się do skoczka– Trafiasz w doskonałe ręce – poklepała go po ramieniu.
-Nie wątpię, nie było by mnie tutaj gdybym miał choć cień wątpliwości…
Wieczór minął im w bardzo wesołej atmosferze. Lisa wraz z Thomasem wrócili do ‘starych, dobrych czasów’. Heinz był wniebowzięty zażyłością pomiędzy tą dwójką. Jak twierdził ‘w rodzinie pracuje się lepiej.
A Lisa? Lisa pod urokiem Thomasa Morgensterna znów czuła się jak szesnastoletnia dziewczynka, która uprawiała tą swoją lekkoatletykę, poza którą nie widziała świata. Przybycie Thomasa pokazało jej jak wiele rzeczy utraciła przez to wszystko, co wydarzyło się parę lat później. Jak ona sama się zmieniła. Przez ułamek sekundy zatęskniła za swoją dawną sobą. Za dawną sobą?Zdecydowanie za duże słowa. Ona ciągle była taka sama. Tylko wtedy spojrzenie na świat było takie jakby bardziej urozmaicone i bardziej kolorowe. To nie ona się zmieniała, to zmieniał się świat wokół niej a ona nie mogła nic z tym zrobić poza patrzeniem się na wszystko z boku bez słowa sprzeciwu. Przecież miała wszystko co każda kobieta potrzebuje do szczęścia.
‘Przecież nigdy sięnad sobą nie użalałam. Nie wiem w ogóle dlaczego nad tym teraz myślę. Heinz nie zasługuje na to, żebym zastanawiała się nad moim dawnym życiem. Nie po tym co dla mnie zrobił. Zdecydowanie nie. Muszę wziąć się w garść. Thomas wytrącił mnie z równowagi. Nie powinnam dać ponieść się wspomnieniom, emocjom sprzed 10 lat.’
Posiedzieli jeszcze chwilę, kiedy Morgenstern zaczął zbierać się do siebie. Po długich podziękowaniach,zachwalaniach i pożegnaniach wreszcie zostali sami. Czuła się zmęczona. Włożyła ostatnie naczynia do zmywarki i poszła wziąć gorący prysznic. Heinz posprzątał resztę rzeczy ze stołu i siedział na kanapie przed telewizorem. Wyszła z łazienki w ciepłym, futrzanym szlafroku i usadowiła się obok niego. Objął ją odruchowo ramieniem.
-Chciałem ci podziękować za dzisiaj – pocałował ją delikatnie.
-Przestań. Nic takiego nie zrobiłam a poza tym zasłużyłeś.Ale mogłeś mi powiedzieć co planujesz!
-Nie byłoby niespodzianki. I no.. Nie chciałem zapeszać.Sama wiesz.
-Wiem, wiem. Ale wszystko poszło jak pójść miało i jestem z ciebie bardzo dumna! – przytuliła się do jego piersi.
-Kocham cię, wiesz? – spojrzał na nią tymi swoimi ciemnymi oczami, wokół których widniało wiele zmarszczek – pamiątek po bujnej karierze skoczka narciarskiego.
-Wiem – uśmiechnęła się do niego delikatnie i mimo woli szybko zasnęła.
Kiedy tak siedzi w pustym mieszkaniu w centrum austriackiej stolicy najczęstsze wspomnienie o mężu jakie do siebie przywołuje to właśnie to. Sama nawet nie wie dlaczego. Może dlatego,ze widać tutaj jak na dłoni jakim uczuciem ją darzył, jak bardzo jej aprobata była dla niego ważna, jak bardzo on był ważnym elementem w jej życiu? Łzy powolutku skapywały jej po policzku. W przypływie chwili wzięła telefon i wybrała jego numer.
-Halo? – rozbrzmiało w słuchawce.
-Heinz? – nie mogła zapanować nad swoim rozdygotanym głosem.
-Lisa? Lisa to ty?
-Heinz, wiem, że nie chcesz mnie widzieć ale…
-Lisa gdzie jesteś teraz?
-W Wiedniu…
-Podaj mi dokładny adres.
-Innere Stadt 43/19. Ale Heinz...
-Czekaj tam na mnie. Proszę… Przyjadę najszybciej jak się da.
-Dobrze – wyszeptała, choć chciała mu zaprzeczyć.
Ale jakaś jej część, większa część, chciała go zobaczyć.
-Lisa?
-Tak?
-Będę jak najszybciej.

***
Bloga przenoszę na blogspot. Tworzenie bloga na 'nowym' onecie mnie przerosło.

00. Prolog.

-Dlaczego ze mną byłaś? – zapytał.
-Nie lubię jak mówisz do mnie w taki zimny sposób – odparła spoglądając w jego intensywnie niebieskie oczy.
-Dlaczego ze mną byłaś? – zignorował jej wtrącenie.
-Sam kiedyś powiedziałeś, że miłość to przede wszystkim pasja, namiętność, pamiętasz? – skinął głową w geście potwierdzenia. –Może właśnie dlatego, że mi uświadomiłeś, że nigdy tego nie doświadczyłam? Że miłość to nie bezpieczeństwo jak do tej pory sądziłam, lecz poznawanie nowego, miłość powinna zaskakiwać, powinna odkrywać nowe horyzonty. Moja definicja miłości była całkiem odmienna.
-Kochałaś mnie?
-Myślałam, że miłość jest wtedy, kiedy wiemy o ukochanej osobie wszystko, kiedy nie może nas już niczym zaskoczyć. Bezpieczeństwo to był dla mnie synonim miłości. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że te pojęcia niesą równoznaczne – kontynuowała dalej, jakby nie usłyszała jego pytania. –A miłość to nieustanne odkrywanie, poznawanie przede wszystkim siebie samego –zwróciła swoją twarz do okna i zapatrzyła się na przechodniów biegających po mieście.
Podszedł do niej, lecz jej nie objął. Poczuł zapach jej jaśminowego szamponu, który obudził w nim falę wspomnień.
-To wszystko nic dla ciebie nie znaczyło?
Odwróciła się powolutku. Była od niego dość niższa. Ich twarze dzieliły centymetry. Czuła na sobie jego ciepły oddech. Pogłaskała go wierzchem dłoni po alabastrowym policzku.
-Lubię patrzeć w twoje oczy, wiesz? Zawsze są takie szczere.
Schwycił jej dłoń, przytrzymując przy swojej twarzy.
-Lisa! – powiedział błagalnie.
-Gdyby to dla mnie nic nie znaczyło, nie byłoby mnie teraz tutaj.
Pochylił się, żeby ją pocałować, lecz odwróciła głowę.
-Koniec?
-Koniec? – spojrzała na niego dużymi, brązowymi oczami.–Nie, Thomas. Początek. Miłość to przecież początek.


***


Taaak. Ruszam z nowym opowiadaniem. Waterfall-of-dreams leży odłogiem, ale obiecałam sobie, że d niego wrócę. Kiedyś, ale wrócę.
Ta historia, która będzie tutaj publikowana powstała w mojej głowie już trochę czasu temu, ale jakoś nie umiałam przelać jej na papier. Ale któregoś dnia, w końcu się udało.
Z tego miejsca tutaj chciałabym zadedykować to opowiadanie Cam, która swoim down-poision w pewnym sensie przyczyniła się do tego 'przelania na papier'. Wiem, że miałam ogromne zaległości w komentowaniu ale czytałam na bieżąco i z każdym nowym rozdziałem utwierdzałaś mnie w tym jak ta moja historia ma wyglądać.
Cam, dziękuję za down-poision.